Czyli prawdziwe oblicze pyszczaka złocistego w życiu społecznym zbiornika, przebieg tarła, wychów młodych, chwile radości i chwile mrożące krew w żyłach. Pyszczaka złocistego odkryłam u znajomego hodowcy ryb Afrykańskich Pana Aleksandra, u którego bywałam i kupowałam rybcie. Gdy zobaczyłam piękne stadko tak efektownych i pełnych temperamentu pasiastych rybek nie mogłam się już oprzeć ich czarowi.
Piękne w górnej części tułowia złote i czarne pasy, żółte brzuszki i wysmukłe ciało wywarło na mnie nieodparty urok. Natomiast widok w pełni wybarwionego samca, szaro-fioletowo-czarne pasy , piękna prawie czarna głowa i ostro żółte atrapy jajowe, pływającego wśród pokaźnego haremu żółto czarnych piękności potrafi wywrzeć wrażenie. I właśnie takie na mnie wywarło - istne cudo natury !
MELANOCHROMIS AURATUS - CHCĘ JE MIEĆ W SWOIM AKWARIUM
Zapragnęłam je mieć w swoim malawijskim zbiorniku wraz z innymi pyszczakami Mbuna. Mimo oporów Pana Aleksandra, udało mi się go namówić. Nabyłam trzy rybcie w nadziei, że trafi się 1 samiec i 2 samiczki. Wpuściłam trzy nabyte auratusy do wspólnego zbiornika z rybami z Malawi. Po niedługim czasie ujawnił się samczyk, stracił stopniowo żółty kolor, stał się blady i mało atrakcyjny po prostu zrobiła się z niego brzydula. W miejsce czarnych pasów, które stopniowo bledły pojawiły się szaro białe. Na początku myślałam, że to objaw choroby ta utrata barw ale po niezwłocznym zasięgnięciu informacji uspokoiłam się i nawet ucieszyłam. Byłam dumna że moja rybcia przechodzi fazę dojrzewania i wybarwia się. Był to sygnał że dobrze trafiłam, jest jeden samiec, a pozostałe dwie ryby były bez zmian. Jego barwy z upływem kilku tygodni się zmieniły, stawały się coraz to intensywniejsze a głowa robiła się coraz ciemniejsza. I tak z brzydkiego kaczątka wyłonił się piękny imponujący samiec Pyszczak złocisty. Ale to dopiero początek, bo nie wiedziałam co mnie dalej czeka. Co odkryłam, czytajcie dalej.
CO ODKRYŁAM ?
Po niedługim czasie odkryłam prawdziwe oblicze mego pyszczaka złocistego i postanowiłam, że stanie następny zbiornik, w którym zamieszkają tylko one. Zbiornik miał 60 litrów, ale przecież miały w nim zamieszkać tylko trzy rybki. I to był mój błąd o którym jeszcze nie wiedziałam. W zbiorniku umieściłam kilka skałek i glinianą kopułę zatopioną w żwirze z dwoma otworami, którą niezwłocznie po wpuszczeniu zajął samiec. W niedługim czasie samiec znalazł sobie towarzyszkę, nieustannie ją goniąc i zapraszając do glinianego mieszkanka. Przed tym oczywiście starannie oczyścił ze zbędnych kamieni usypując stos na przedniej szybie. W końcu samica odpowiedziała na natarczywe zaloty i dała się skusić. Zaczęła wpływać do kopułki kilka razy w ciągu dnia aż jej się spodobało. Siedziała tam przez dwa dni. A gdy opuściła skorupę przestała pobierać pokarm, a po tygodniu wyraźnie było widać powiększenie się dolnej części pyska. To mogło oznaczać tylko jedno - samiczka została mamusią !!!
I wszystko było by fajnie gdyby sytuacja w zbiorniku nie zaczęła się pogarszać. samiec zalecał się do drugiej ryby, ale okazało się że to nie samiczka ale niestety drugi samczyk ukryty pod płaszczykiem barw samiczki. Więc z zalotów nici. Mój auratus pływał jak wściekły rekin, atakując raz samca raz samicę. W końcu wpadł w prawdziwą furię jego ofiarą stał się nie wybarwiony młody samczyk w barwach ochronnych tyle, że mu te barwy nic nie pomogły. Gdy wróciłam z pracy on już był
martwy i nieźle poobijany. Na ten widok po policzkach pociekły mi łzy.
► PRZEPROWADZKA
Z obawy o samiczkę i jej potomstwo w pyszczku przeniosłam ją do innego zbiornika. Tam inkubowała jeszcze przez 2 tygodnie. W końcu pewnego wieczora na moich oczach po raz pierwszy wypuściła młode - szybko policzyłam - było 15 maluchów długości ok. 1 cm. Ten widok zrekompensował mi wcześniejsze drastyczne chwile. Samiczka wypuszczała je, a one po chwili pchały się jej do pyszczka. Było tam zapewne ciepłoi bezpiecznie. Tak działo się przez kolejnych kilka dni, samiczka wybierała jakąś część zbiornika i tam wypuszczała młode, które żwawo pływały i sobie dojadały. Z dnia na dzień maluchy stawały się coraz to większe i wszystkie nie mieściły się do pyska mamy. Ale opiekuńcza samiczka nie
► PRZEPROWADZKA
Z obawy o samiczkę i jej potomstwo w pyszczku przeniosłam ją do innego zbiornika. Tam inkubowała jeszcze przez 2 tygodnie. W końcu pewnego wieczora na moich oczach po raz pierwszy wypuściła młode - szybko policzyłam - było 15 maluchów długości ok. 1 cm. Ten widok zrekompensował mi wcześniejsze drastyczne chwile. Samiczka wypuszczała je, a one po chwili pchały się jej do pyszczka. Było tam zapewne ciepłoi bezpiecznie. Tak działo się przez kolejnych kilka dni, samiczka wybierała jakąś część zbiornika i tam wypuszczała młode, które żwawo pływały i sobie dojadały. Z dnia na dzień maluchy stawały się coraz to większe i wszystkie nie mieściły się do pyska mamy. Ale opiekuńcza samiczka nie
chciała skrzywdzić żadnego z dzieci i brała je na raty. Najpierw kilka, potem wypluwała je i brała następne. Nastał jednak moment gdy ona nie chciała już ich brać pomimo że się pchały, nawet zaczęła przed nimi uciekać.
► POWRÓT DO PARTNERA
Wtedy to uznałam że jest odpowiednia pora wracać do partnera, który zresztą okazał się strasznym draniem. Był przecież sam i zamiast ucieszyć się z powrotu partnerki znowu wpadł w szał i urządził kłótnię. Pluł żwirem na szybę, pływał jak szalony i tłukł samiczkę. W obawie o nią zamontowałam w zbiorniku kotnik z siatki i tam ją umieściłam. Samiec powoli się uspakajał, i po kilku dniach zaczął zaloty przez siatkę. Tańczył i cały drżał, zrobił się jeszcze czarniejszy. Uznałam, że samiec jest już gotów i nic jej nie zrobi. Samiczka ponownie zagościła w jego skorupie i cały cykl się powtórzył.
► ZBIORNIK I DZIECI
Samiczka z pełnym pyskiem trafiła do zbiornika swoich dzieci, które już znacznie podrosły i przybrały pasiaste barwy. Byłam ciekawa czy zaakceptuje obecność dzieci poprzedniego tarła i vice versa. Obrała sobie zakątek zbiornika i nie interesowała się gromadą podrośniętych auratusków. Nurtowała mnie jeszcze jedna sprawa, czy podrośnięte rodzeństwo nie pożre młodszych. Znów czekałam z niecierpliwością na wypuszczenie młodych. I stało się samica wypuściła tym razem 22 rybcie nieco mniejsze niż poprzednio. Wszystko odbyło się tak samo i ku mojej radości okazałosię, że podrośnięte rodzeństwo nic nie robi narybkowi i nawet wspólnie pływają. Miałam wspaniałe przedszkole.
► POWRÓT DO PARTNERA
Wtedy to uznałam że jest odpowiednia pora wracać do partnera, który zresztą okazał się strasznym draniem. Był przecież sam i zamiast ucieszyć się z powrotu partnerki znowu wpadł w szał i urządził kłótnię. Pluł żwirem na szybę, pływał jak szalony i tłukł samiczkę. W obawie o nią zamontowałam w zbiorniku kotnik z siatki i tam ją umieściłam. Samiec powoli się uspakajał, i po kilku dniach zaczął zaloty przez siatkę. Tańczył i cały drżał, zrobił się jeszcze czarniejszy. Uznałam, że samiec jest już gotów i nic jej nie zrobi. Samiczka ponownie zagościła w jego skorupie i cały cykl się powtórzył.
► ZBIORNIK I DZIECI
Samiczka z pełnym pyskiem trafiła do zbiornika swoich dzieci, które już znacznie podrosły i przybrały pasiaste barwy. Byłam ciekawa czy zaakceptuje obecność dzieci poprzedniego tarła i vice versa. Obrała sobie zakątek zbiornika i nie interesowała się gromadą podrośniętych auratusków. Nurtowała mnie jeszcze jedna sprawa, czy podrośnięte rodzeństwo nie pożre młodszych. Znów czekałam z niecierpliwością na wypuszczenie młodych. I stało się samica wypuściła tym razem 22 rybcie nieco mniejsze niż poprzednio. Wszystko odbyło się tak samo i ku mojej radości okazałosię, że podrośnięte rodzeństwo nic nie robi narybkowi i nawet wspólnie pływają. Miałam wspaniałe przedszkole.
► TRAGEDIA
Samiczka znów musiała opuścić zbiornik z przedszkolem by dołączyć do samca. Co okazało się tym razem okropną tragedią. Na początku samiec aprobował samiczkę, nawet się do niej zalecał i był bardzo pokojowo nastawiony. Lecz na drugi dzień o poranku samiczka już nie żyła. Okrutny despotyczny samiec zabił swoją partnerkę w nocy. Cały żal spływał po mnie i wtedy zapadła decyzja miałam dosyć agresji tego samca i widoku zabitych ryb do których się przyzwyczaiłam. Postanowiłam znaleźć mu nowy dom i kogoś kto ma silniejsze ryby i większe stado mogące poradzić sobie z tyranem.
► WNIOSKI
Teraz już wiem na pewno, że pyszczak złocisty pomimo pięknego wyglądu ma ciężki charakter i powinien być trzymany w dużo większym zbiorniku pełnym skalnych kryjówek oraz w liczniejszym haremie 1 samiec + 5 i więcej samic. Tak by natarczywe zaloty zostały rozłożone na kilka samic. Zbiornik powinien też mieć dużo skalnych kryjówek, tak by inkubujące samiczki mogły w nich spokojnie odpoczywać. Mój pierwszy zestaw okazał się niewłaściwie dobrany i wynikał z niedoświadczenia i skąpej wiedzy na temat auratusów. Patrząc teraz z perspektywy czasu, wiem że takiej informacji powinien mi udzielić hodowca u którego kupiłam auratusy. No cóż za niewiedzę trzeba płacić, tylko skoda że kosztem żywych istot. Teraz miałam za sobą już spore doświadczenie, więc chodziło mi po głowie aby stworzyć nowe liczniejsze stado z już odchowanych przeze mnie auratusów i urządzić je w zbiorniku zbrodniczego ojca. Ale musiała bym też kupić część ryb z innej hodowli i je połączyć za młodu, aby wcześnie ustaliła się hierarchia w grupie.
W rezultacie wielu wnikliwych przemyśleń, postanowiłam że odchowana i podrośnięta młodzież trafi do mojego znajomego, który ma duży zbiornik. Pomyślałam, że historia może się powtórzyć a tego bym nie zniosła. Na razie zrezygnowałam przynajmniej na jakiś czas z auratusów pomimo, że są piękne. Lecz silnie rozwinięty terytorializm i agresja nie tylko wewnątrz gatunkowa zdecydowały o mojej decyzji. Być może kiedyś będę gotowa do ponownego umieszczenia auratusów w moim Malawi ale w innym składzie gatunkowym. Z silniejszymi rybami z Mbuna i z zachowaniem kontrolowanego przerybienia, aby ograniczyć zachowania silnie agresywne i terytorialne.
© Lady BonaFide
Wykorzystywanie i publikowanie w części lub całości tekstów, zdjęć i rysunków bez zgody autora jest zabronione i podlega ochronie prawa autorskiego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz